Merda 011
Roman usiadł na łóżku wyrywając się ze snu przed świtem. Nerwowo wziął telefon do ręki. Zero połączeń, Zero wiadomości. Ukrył twarz w dłoniach. Wstał z łóżka i zapalił światło. „Czy Conie jeszcze śpi?” zaczął się zastanawiać patrząc w żarówkę. „Która to godzina” zwrócił głowę na zegar z tarczą wiszący na ścianie na wprost łóżka. „Ja pierdolę, dopiero czwarta” pokręcił głową. Poszedł do kuchni. Chilie podniosła głowę, ale nie zwrócił na nią uwagi. Westchnęła głęboko, położyła głowę na posłaniu i zamknęła oczy. Roman zapalił papierosa i zaczął robić sobie kawę. Siedział tak bezmyślnie paląc papierosy i pijąc kawę z mlekiem i cukrem. O 6:00 podjął decyzję, że Conie już nie śpi i zadzwonił do niej. „Co tam skarbie?” usłyszał. „Możemy się spotkać ?” „Jak najszybciej” dodał. „Pewnie kochany” usłyszał. „Będę za kwadrans w kawiarni koło Ciebie.” powiedział szybko. „Oki?” dodał. „Za 25 minut” usłyszał odpowiedź Conie i rozmowa się zakończyła. Siedzieli w całodobowej kawiarni nad filiżankami. Roman zamówił american’ę, a Conie espresso, „Co się dzieje, Jack” zapytała strapiona Conie. „Nowy komisarz policji jedzie dorwać tego skurwysyna.” powiedział i upił łyk kawy. Conie popatrzyła na niego. „Kto to?” zapytała. „Jest dobra” Jack odstawił filiżankę. „Tylko żeby zdążyła” oparł łokcie na stole i podparł głowę rękami. Conie chciał chwycić go przez stół za przedramię. Gdy go dotknęła opuścił ręce, kładąc je płasko na stole i podniósł głowę. Popatrzył na nią jakby był pijany. „Teraz pozostaje tylko czekać” powiedział z rezygnacją w głosie. Conie napiła się kawy z filiżanki patrząc w bok.