Merda 003
„No yo, Jack!” powiedziała Konstancja do słuchawki. „Cześć Conie” usłyszała jego głos. „Wiesz jak jest” zaczął Roman, „trupy Ci się mrożą w lodówce”. „Mogą poczekać jeszcze, czy uciekną?” jak zwykle wypaliła Konstancja. „Conie, kochanie, potrzebuję tych jebanych dowodów. Skurwiel mi się zaszywa”. „Hmmm, oki” mruknęła Konstancja.,”będę za czterdzieści osiem godzin, wystarczy? Czy posracie się beze mnie?” Zmieniła ton. „Masz jakieś tropy, gdzie ten skurwiel mógł spierdolić?” Zapytała, już teraz spokojniej. „Szwajcaria, Monako, Liechtenstein, Kajmany…” zaczął wymieniać. „Kurwa!” warknęła Konstancja przerywając mu. „Już Twoja w tym głowa” westchnęła. „Jak wrócę, to pogadamy. Teraz się jeszcze przez chwilę powakacjuję” stwierdziła. „To nara” powiedziała i nie czekając na odpowiedź odłożyła słuchawkę. Roman właśnie kończył palić papierosa, zdusił go w popielniczce, wziął kluczyki do auta i wyszedł. Pojechał na miejsce zbrodni. Tak mu się najlepiej myślało. Najpierw poszedł do piwnicy. Teraz śmierdziało tam tylko grzybem. „Jebany skurwysyn” powiedział w myślach. „Gdzie ty kurwa spierdoliłeś?”. „Status: dorobkiewicz, szyszka w korporacji, teraz już wdowiec, teraz już bez prawnych dzieci, prawie willa z ogrodem, samochód…, samochód…, jaki samochód? „Co ty huju bez „c” masz za samochód?” „Trzeba to sprawdzić” pomyślał i udał się na parter do gabinetu. Usiadł w fotelu obrotowym za biurkiem. „Cielęca skóra, jak pupcia niemowlaka, fornir, pewnie kosztował majątek” skrzywił się. Odchylił się do tyłu i popatrzył w sufit. „Jebane ścierwo” pomyślał. Zaczął przyglądać szuflady dębowego biurka. Wyglądało na stare i cholernie drogie. „Ale debil” pomyślał, „nie miał na co wydawać”. Prawa górna szuflada była zamknięta na klucz. W pierwszym momencie chciał wyłamać zamek. „Nie będę przecież tego szmelcu niszczyć” zreflektował się. Rozejrzał się po blacie. Stał tam globus, zestaw pisadeł w organizatorze i czarny przegrodnik na dokumenty. Wszystko z innych parafii bardzo drogie i tandetnie. Zaczął przeglądać papiery. Faktury, wyjazdy służbowe, nic ciekawego. „Nic tu teraz nie znajdę”. „Zadzwonię do korpo, w której pracował ten gnój” pomyślał i wybrał numer. Bez ogródek kazał się przełączyć do prezesa. „Interesuje mnie z kim współpracował podejrzany” zaczął. „Tak… oczywiście” usłyszał głos w słuchawce. „Ze wszystkimi” ciągnął głos. „ Na jego stanowisku miał do czynienia z prawie wszystkimi, oprócz sprzątaczek, bo to zewnętrzna firma.” Głos był spokojny i wydawałby się rozsądny, gdyby nie nuta rozbawienia w głosie. „W takim razie proszę mnie połączyć z jego sekretariatem.” powiedział Roman. „Już wydaję to polecenie, proszę chwileczkę poczekać.” odpowiedział prezes. W słuchawce zabrzmiał głupia melodia. Roman się skrzywił i oddalił słuchawkę od ucha. „Dzień dobry, tu…” usłyszał kobiecy głos. Nie dał jej skończyć. „Jakim samochodem jeździ podejrzany?” zapytał. „A tak, oczywiście…” zaczęła kobieta w słuchawce. „To jest jakiś samochód sportowych, ale proszę mi wybaczyć, nie znam się na markach” zdało się słyszeć w jej głosie zafrasowanie. „Czy jeszcze w czymś mogłabym pomóc?” spytała uprzejmie kobieta. „Czy podejrzany „wyrywał się” z kimś w trakcie godzin pracy?” Zapytał rzeczowo Roman. „No nie wiem…zaczęła, „czasem wychodził w godzinach pracy, ale nie wiem gdzie. Brał pokrowiec, jak do tenisa.” powiedziała. „Squash” pomyślał Roman i rozłączył się. Wszedł na internet. „Nie mam siły na te korpo kurwy” pomyślał, „pójdziemy sobie inną drogą”. Wyświetliła mu się siłownia reklamująca się wypożyczaniem hali na godziny. „Przejedziemy się” pomyślał i już miał wychodzić, gdy jego uwagę zwróciło zdjęcie na sekretarzyku. „Kochająca się rodzina w komplecie” pomyślał i prawie mu się zrobiło przykro. Wyciągnął zdjęcie z ozdobnej ramki, zważył ją w dłoni. „Ciężka, pewnie mosiądz” pomyślał i rzucił ją niedbale z powrotem na sekretarzyk. Zagiął zdjęcie tak, żeby było widać tylko podejrzanego. Roman przypatrzył mu się. Podejrzany szczerzył się tak potwornie, że Roman odwrócił wzrok od zdjęcia i trzymając je w ręce skierował się do wyjścia.
MKS