Z serii opowiadań „Bajka dla dorosłych”
Merda 001
Żyła sobie piękna i dobra kobieta. Wykształcona i dobrze ubrana. Miała wysoki status społeczny, bo była świetnym architektem ogrodów. Miała 29 lat. Miała jeszcze tylko jedno marzenie. Chciała mieć własną rodzinę. Lubiła sztukę. Raz w galerii zaintrygował ją wybitnie jeden obraz. Stała wpatrzona jak zaczarowana. Wtem, ktoś machnął jej ręką przed twarzą. Ocknęła się i popatrzyła w bok. Stał tam niesamowicie przystojny mężczyzna z zalotną miną. Od słowa do słowa i faktu do faktu stała się żoną i matką 3 letniego syna. Miała już wszystko o czym śniła. Raz, bez żadnego konkretnego powodu coś się zmieniło. Dotąd wspierający i kochający mąż zaczął być gderliwy i opryskliwy. Miał wówczas 44 lata i kupił sobie sportowy samochód. Żona tłumaczyła sobie jego zachowanie kryzysem wieku średniego. Współczuła mu i cierpliwie znosiła nieprzyjemności.
Pewnego dnia przypadkiem zarysowała mu samochód spiesząc się do pracy. Terminy ją goniły, szef wymagał i zapomniała z tego wszystkiego zadzwonić do męża i przeprosić.
Po pracy odebrała jak co dzień syna z przedszkola i wracając do domu w myślach planowała obiad.
On już czekał. Jak tylko weszła z synem do domu złapał ją za ramiona i rzucił nią tak mocno, że uderzyła potylicą w ścianę. Straciła przytomność. Gdy się ocknęła leżała na podłodze, a dziecko nad nią płakało. Jego nigdzie nie było, tak jak i samochodu. Głowa ją bolała tak bardzo, że nie wiedziała co zrobić. Ogarnęła się w końcu i zaczęła tulić i pocieszać synka. Zajęła się rutyną, ale cały czas myślała o tym co się stało. Pomyślała, że tak nie może być. Rozpatrywała wiele scenariuszy jak powinna postąpić. „Ona to nic, ale dziecko!”
Słyszała o błękitnej linii, o postępowaniu w przypadkach przemocy domowej. Znalazła w necie nr telefonu i spisała go na kartce z dopiskiem “pomoc”. Zadzwoniła. Bardziej z ciekawości niż żalu. Chciała wiedzieć jakie ma opcje. W telefonie odezwała się kobieta. „Czy rozmowa jest nagrywana?” zapytała żona. „Nie” odpowiedziała kobieta w słuchawce. Żona i matka zapytała co ma zrobić, jeśli mąż zrobił to i to, i boi się o dziecko. Kobieta w słuchawce powiedziała, że proszę zadzwonić do TUS’u, lub MOPS’u w swoim mieście i oni ją pokierują. Znalazła nr tel. w internecie, bo kobieta w słuchawce go nie znała. Połączyła się z sekretariatem. Znowu musiała opowiadać w jakiej sprawie dzwoni i co się stało. Sekretarka powiedziała, że może ją przełączyć, lub może sobie wybrać ponownie nr tylko z inną końcówką. Żona i matka zapisała na tej samej kartce odpowiedni numer. Sekretarka przełączyła ją jednak do odpowiedniej jednostki. Żona i matka wyjaśniła sprawę po raz kolejny. Kobieta w słuchawce nie współczuła. Powiedziała, że mogą wysłać opiekunów społecznych jeszcze w tym, lub przyszłym tygodniu. Żona i matka została pozostawiona sama sobie. Postanowiła żyć dalej normalnie. Dziecko, jedzenie, pranie, sprzątanie, praca, inne obowiązki..
„Tylko nie daj po sobie poznać, że szukałaś pomocy” pomyślała sobie.
Mąż wrócił do domu. Po kolacji żona i matka położyła dziecko spać i przebrała się do snu.
Sex nie był jak co dzień czystą przyjemnością. Był agresywny, zmusił ją do rzeczy, których nawet w filmach porno, które czasem wspólnie oglądali nikt nie robił. Nie miała gdzie podziać się w myślach. Cała obolała chciała odliczać dni kiedy nadejdzie pomoc, ale nie podali jej żadnej daty. Mąż poszedł do kuchni ugasić pragnienie. W lodówce miał zapas piwa. Wziął jedno z nich i usiadł prze stole. Otworzył je. Piwo wystrzeliło pianą i rozlał się po stole. „Kurwa!” pomyślał, „ta suka nawet nie umie donieść ze sklepu piwa, żeby nie było wstrząśnięte”.
Zaczął szukać ścierki, żeby zetrzeć rozlany trunek. W oczy rzuciła mu się kartka z nr telefonu z dopiskiem pomoc. „Co to kurwa jest?” pomyślał. Zadzwonił. W słuchawce usłyszał: „tu niebieska linia, pomagamy, gdy dochodzi do przemocy domowej, w czym mogę pomóc?”
Wściekł się, rzucił słuchawką. Poszedł do sypialni i z całej siły przywalił pięścią w twarz śpiącej żonie. Zwalił wiotką z łóżka i zaczął wlec za nogi po ziemi. Żona i matka obficie krwawiła z połamanego nosa. Na podłodze tworzył się krwawy ślad. Po schodach w dół za każdym stopniem słychać było tylko głuche uderzenie głowy kobiety o kolejny stopień. Zawlókł ją do piwnicy. Usadził wiotką, nieprzytomną żonę na krześle i spętał tym co miał akurat pod ręką. Był to niedawno kupiony, plastikowy sznur do bielizny. Zaczął potrzeć z satysfakcją na swoją ofiarę. „To jeszcze nie koniec suko” pomyślał. Poszedł do łazienki jakby nigdy nic po swoją golarkę elektryczną pogwizdując sobie. Jeszcze nieprzytomnej ogolił głowę na łyso. Uderzył ją otwartą ręką w twarz. Żona się ocknęła. Głowa jej opadła w dół. Zobaczyła swoje włosy na ziemi. Przestraszyła się i chciał dotknąć głowy. Wtedy zrozumiała gdzie jest i że jest tak związana, że nie może się ruszyć. Mąż wziął z półki sekator. Podniósł jej brodę w górę, tak żeby patrzyła i pokazał jej narzędzie. „A teraz poobcinam ci palce, a potem oderżnę całe ręce, żebyś już nigdy nie jeździła autem i rysowała prawdziwe samochody” wysyczał.
Tydzień później sąsiadka, która chciała pożyczyć szklankę cukru, jak zwykle weszła przez zawsze otwarte drzwi od tarasu. Na schodach na piętro i w holu zobaczyła smugi krwi. Od razu zadzwoniła na 112.
Patrol policji znalazł na piętrze w pokoju dziecinnym zwłoki 3 latka. W piwnicy znaleźli zwłoki żony i matki. Kawałki palców i odcinki rąk walały się po podłodze. Oboje zaczęli wymiotować. „Dzwoń po Jaśka!” wybełkotał jeden z nich do drugiego, krztusząc się własnymi wymiocinami.
Roman Summers, gdyż tak właściwie nazywał się prokurator, parzył sobie właśnie swoją ulubioną poranną kawę w machinetce, gdy zadzwonił telefon. „Tylko nie srać mi na miejscu zbrodni” powiedział i się rozłączył. Miejsce zdarzenia było niedaleko. Wsiał w auto. Na miejscu był w 9 minut. Najpierw poszedł na piętro. Zwłoki dziecka były sine i zaczęły już gnić. W piwnicy tak cuchnęło rzygami psów, że też zaczęło mu się zbierać na wymioty. „Dzięki Bogu, wyrzygałem wszystko w nocy, wczoraj na kawalerskim u Ździśka” pomyślał. „Nawet żółć poszła”. „Jaka ulga, że urżnąłem się jak dzika świnia i teraz mam pusty żołądek i dwunastnicę”. „Stalowy żoładek” pomyślał i uśmiechnął się do siebie w duchu.
Zaczął analizować miejsce zbrodni. Na podłodze koło zarzyganych „kiedyś rąk” ofiary leżała również zarzygana wypalarka do drewna. “I dowody poszły w łeb” stwierdził z goryczą Roman. „Ale skurwysyn” pomyślał. “Jeszcze jej przypalał rany, żeby się tak szybko nie wykrwawiła”. „A Conie gdzie? Na urlopie! Zajebiście!”
MKS
Rys. postaci