Archiwum kategorii: Eseje

100% + 100% =

Esej 001

GRANICA między pojęciami podziw i zazdrość

Podziw i zazdrość to pojęcia sprzeczne o największym nasileniu różnicy. Granica między tymi pojęciami to najbardziej ,,śliski lód”. Nawet łyżwy nie pomogą, chyba że jest się akrobatą w panszenach. „Śluz w mózgu”, który się tworzy gdy dochodzi do interakcji przede wszystkim obiektów tej samej płci to „masakra”. Jedyna oręż na obronę przed uczuciem zazdrości, czyli tym negatywnym uczuciem jest samo jestestwo persony. Zazdrość generuje się automatycznie w tym samym momencie zdarzeniowym co podziw, dopiero spostrzeżenie daje nam możliwość wyboru pomiędzy stanem odbioru, na który obiekt uczuciowy się zgodzi. Spostrzeganie własnej uczuciowości jest cholernie trudne, to wyzwanie dla wszystkich, a możliwe dla skonfundowanych. Obiekty, które są zdolne do skonfundowania się to takie, które nie przyjmują siebie, ani swojego miejsca w systemie za pewnik moralny. Są zdolne do pokory przy interakcji z drugim obiektem, poprzez szacunek do drugiego obiektu jako zbioru wymiarów zgoła innych doświadczeń. Każdy obiekt posiada swój własny znany „wszechświat” doświadczeń niezależnych od „wszechświata” obiektu, z którym wchodzi w interakcję. Nigdy nie wiadomo co obiekt reprezentuje poprzez swoje doświadczanie uniwersum. A wystarczy dobrze zadać celowe pytanie, lub poczekać na jego odezwę. Jeśli obiekt podczas interakcji słusznie reaguje na rzeczywistość nie ma miejsca na buńczuczność i zazdrość. Jest podziw, siła szacunku i generuje się lojalność.

Niestety zderzenia hadronowe „zazdrość-podziw” to nasza codzienność. Są pewne ułatwienia: można generować swoje otoczenie poprzez eliminację możliwości zaistnienia „zderzeń”. Jest to jednak droga oddalania się od źródła. A źródłem jest odwaga, by być choć na moment podrzędnym obiektem wobec tego obiektu, z którym wchodzi się w interakcję. Jednym przychodzi to łatwiej, innym trudniej. Tym co przychodzi to za łatwo mogą przypadkiem zostać owładnięci stanem podwładności. Za to tym, którym sprawia to za dużą trudność stają się munstruantami.

[Co ten nowotwór słowny mógłby znaczyć, już każdy wie.]

„Potrzask”

Mózg jest czasem za szybki. Rzeczywistość jest czasem za szybka. Obiekt musi szybko reagować na okoliczności. Reakcja obiektu jest jednak zawsze tylko reakcją, czyli odbywa się po odbiorze zdarzeń. Pierwej jest fenomenologicznie potem jest rzeczywiściej. Błędy postępowania duchowego i realnego są nieuniknione. Obiekt jeśli nie jest w stanie ogarniać na bieżąco fenomenologa, a jest to siłowanie się z ortodoksem pt. noumen, czyli niezaprzeczalnością samoistną bez własnego zaprzeczenia, może jedynie skoncentrować się na własnym wszechświecie? Poletko doświadczania własnego uniwersum to borykanie się w odbiorze i reakcjach na własne uczucia i czyny. Każdy obiekt ma w sobie noumena [ang. knowman'a]. Jest to najbardziej pierwotna siła prawdy, która kreuje zmysły.


Noumen w obiektach (gdzie obiekt to postać materialna zarówno nieożywiona jak i ożywiona).

Zaufać noumenowi to zaufać sobie. Nie wystrzelać w powietrze, bo jak można w nie trafić?
Droga do noumena, to koncentracja na rzeczywistości od trzewi. Zarówno umysł, serce jak i dusza są zdolne do kłamstwa. Są to interpretowane i niestabilne pojęcia – idee, które posiadają swoje zaprzeczenia. Konstant jaki obiekt może w sobie wywołać to synchronia wewnętrzna, która następnie zaczyna emanować. Byt obiektu zależy od niego samego, a zaczyna się od zgody w bycie samym sobą.

Podziw – zazdrość.

Czy można sobie zazdrościć? Odpowiedź brzmi nie. Czy można siebie podziwiać? Odpowiedź brzmi tak. Czy można zazdrościć innym? Odpowiedź brzmi tak. Czy można podziwiać innych? Odpowiedź brzmi tak.

Zazdrość się generuje od zewnątrz, podziw od wewnątrz.

Jest haczyk.

Zazdrościmy tego czego sami nie mamy. A raczej co sprawia, że zewnętrzność wskazuje na nasze braki. Braki, tzw. mankamenty naszego jestestwa. Ale by było fajnie być takim, albo tamtym.

Podziw jest dreszczykiem emocji, który jest się w stanie wygenerować bardzo łatwo poprzez wzruszenie. Jest to niepodważalne piękno, z którym nawet nie chce się konkurować i się jemu spontanicznie pooddaje. Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć podziw i wzruszenie, to jedyna droga do odnalezienia różnicy między zazdrością i podziwem. Jeśli wpadamy w wir analizy obiektu, na który napotykamy poprzez wymianianie jego wad i zalet jest to już zazdrość. Jeśli odczuwamy dreszczyk emocji lub/i wzruszenie jest to już podziw.

Badanie siebie jako obiektu istniejącego to cel sam w sobie.

Najłatwiej to osiągnąć poprzez bardzo oddalone symulakry, tzw. obrazy, tak przekształcone, że trudne do interpretacji. Emanują one mocą krystaliczną, która rezonuje z naszym pojęciem o świecie, wprawiając nas w stan zachwytu. To drugie ćwiczenie. Nauka zachwycania się. Czy jeszcze ktoś to potrafi?

Odpowiednie produkcje dla ludzkich dzieci do generowania zachwytu to bajki animowane. Z potencjalnie dojrzałymi osobnikami ludzkimi jest już gorzej. Jest znikoma ilość symulakr dla „dorosłych”, które generują czyste wzruszenie, czyli ćwiczenie podziwu. Przykładową symulakrą dla dorosłego obiektu może być muzyka. 

Czy masz na swojej playliście kawałek, który wzrusza Cię do łez, lub podczas słuchania masz dreszcze?

Drugim  sposobem ćwiczenia wzruszenia, które generują podziw jest dobry film. Niestety jako autorka teksu nie napotkałam na takie dzieło dla dorosłych w XXI wieku. Obecnie produkowane mieszczanki na ekranie, a w szczególności te długometrażowe to schizomorficzne balansowanie nad krawędzią pojęciową. Kontrastoidalne pożywienie, puste kalorie, lawirowania pomiędzy sprzecznościami. Dobro – Zło, Prawda – Fałsz, Honor – Zemsta, itp.

Maria Katarzyna Skolarczyk

magister sztuki